piątek, 12 grudnia 2014

... :P

Jestem, żyje i zaglądam tu czasem :) I właśnie dziś chciałam napisać rozdział bo mam czas (wow) a tu okazuje się, że uciekło mi kilka rozdziałów. Znaczy w moim umyśle, blog zakończył się na ratowaniu Miony z rąk Nathaniela a tu kuku :P w każdym razie, czytam i pisze ;)
Buziaki

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział dwudziesty pierwszy.

Witam w ten piękny, lipcowy dzień. Przylatuję do was z drinkiem i rozdziałem!
Mam nadzieję, że wam się spodoba! To już ostatnie rozdziały akcji... 
Potem już tylko słodko, słodko, słodko... więc cieszcie się!
Rozdział ten dedykuję Ani, która napisała naprawdę piękny prolog i mam nadzieję, że go opublikuje!
Powodzenia kochana i życzę Ci dużo weny i samozaparcia w pisaniu!
Buziaki jak zwykle dla Veniika, bez której w życiu bym nic nie naskrobała :* Dzięki że jesteś.


Miłego czytania i komentujcie kochani! 
Buziaki, wampiłek. :*

***

Poranek nie przyniósł nic pozytywnego. Ciemne chmury zgromadziły się nad Hogwartem, nie pozostawiając złudzeń – ten dzień będzie zły. Bardzo zły. Hermiona obudziła się po ciężkiej nocy, którą wraz z Ginny przepłakała. Rudowłosa nie mogła spełnić życzenia Wybrańca. Po prostu nie mogła. Kochała Blaisa i chciała by żył, ale to było zbyt wiele. Przyszła w środku nocy, cała przemoczona, płacząca, a Hermiona nie mogła jej zostawić w tak trudnych chwilach. Sama nie potrafiła sobie wyobrazić co by było, gdyby to ona miała dziś stracić ukochanego. Potrząsnęła głową i obudziła przyjaciółkę, by razem mogły zejść na śniadanie.
- Miona ja nie chcę.
- Wiem kochanie, ale musisz. Musisz żyć. Nie możesz się poddać. Obiecałaś mu - wyszeptała Granger, przytulając przyjaciółkę.
- Ja nie potrafię... Nie chcę... - odpowiedziała jej, a po policzkach popłynęły słone łzy.
- Może wydaje ci się że to koniec, ale musisz być silna. Dla niego.
- Kocham go...
- Wiem. On Ciebie też kocha. Dotrzymaj danego mu słowa. Żyj i ciesz się życiem. Wiem, że teraz może to brzmieć niedorzecznie, ale za rok, może parę lat, wspomnienia związane z nim będą najwspanialszymi chwilami jakie przeżyłaś. Spełnisz jego i swoje marzenia. Będziesz żoną i matką. Będziesz po prostu szczęśliwa. Musisz żyć.
- Dziękuję...

- Nott, Flint, Goyle, do mnie! - warknął Draco, wchodząc do pokoju wspólnego ślizgonów.
- Co jest Smoku? - zapytał Goyle, kiedy Malfoy rzucał zaklęcie wyciszające, tak by nikt nie słyszał ich rozmowy.
- Za kilka godzin Blaise zostanie stracony, jak wszyscy wiemy. Nie możemy do tego dopuścić - odpowiedział blondyn, pełen determinacji.
- Masz jakiś plan?
- Nie. Jedyne czego zdołałem się dowiedzieć to to, że jest w północnej części Azkabanu. Sam nie mam szans, ale z Wami...
- Jasne. Kiedy wyruszamy? - zapytał Nott.
- Natychmiast.
- Draco, musimy mieć plan. Nie tak łatwo przebić się przez tych wszystkich dementorów, którzy pilnują Azkabanu. - odparł Flint.
- Masz rację – westchnął Malfoy. - Jakieś pomysły?
- Tak, właściwie mam jeden... - uśmiechnął się krzywo Nott.

- Hermiona! - krzyknął donośnie młody Malfoy, wchodząc do pokoju wspólnego gryfonów.
- Co się stalo?! - zapytała zdziwiona dziewczyna, schodząc ze schodów. Wciąż miała na sobie dres, w którym była wczoraj.
- Hagrid jest?
- Co?
- Czy Hagrid jest na terenie zamku?
- Tak, chyba tak. A co się stało?
- Nic - burknął i odszedł, pozostawiając dziewczynę samą, bez żadnego wyjaśnienia. Pobiegłaby za nim, gdyby nie zapłakana Ginny, która teraz najbardziej potrzebowała jej towarzystwa. Wróciła do pokoju i usiadła na łóżku, wciąż zadręczając się pytaniami. Dziś miało się wszytko zmienić. To był ostatni dzień ich przyjaciela, a oni nie mogli go nawet zobaczyć, czy chociaż być z nim w tej chwili, by nie czuł strachu, czy samotności. Był promyczkiem w ich życiu. Kimś kto zawsze miał powód do uśmiechu. Był... To słowo wywołało u niej chęć płaczu. Jej serce rozrywało się na tysiące kawałeczków, kiedy uświadamiała sobie, że to koniec. Nie można już nic zrobić... Blaise Zabini za parę godzin będzie martwy.

- Naprawdę muszę? - zawył nieszczęśnie Malfoy, patrząc na najbardziej przerażające stworzenia, jakie świat widział. Stał kilka metrów od dwóch hipogryfów i walczył sam ze sobą, by nie uciec z tego miejsca jak najszybciej.
- Przestań, nawet nie będziesz sobą – odpowiedział mu Nott.
- One mnie nienawidzą...
- Jak większość ludzi tego świata – dogryzł mu Goyl, uśmiechając się krzywo.
- Bardzo śmieszne.
- Draco, tu chodzi o naszego przyjaciela – upomniał ich Marcus.
- Wiem, wiem... Zapłaci mi za to - powiedział Malfoy. - Po cholerę pakował się w kłopoty! Zawsze musi coś spieprzyć, zawsze!
- Chcesz coś powiedzieć zanim wyruszymy? - zapytał Nott, kłaniając się hipogryfowi.
- Tak! Jesteśmy idiotami! Albo przeżyjemy, albo razem z Diabłem będziemy popijać ognistą u niego w dormitorium. To szaleństwo! - zaśmiał się Draco z końcówki swojej wypowiedzi.
- Piękny dzień na uratowanie czarnej dupy Zabiniego – pokręcił głową Gregory, wsiadając na zwierzę.
- Przepiękny – odpowiedział Malfoy. - Możecie mnie zmienić. Ktoś chętny?

Ciemnoskóry chłopak leżał na wilgotnej od rosy trawie, uśmiechając się blado. Gdzieś w oddali słyszał śmiech dzieci, a do jego nozdrzy dotarł zapach ciasta. Podniósł się powoli, by po chwili runąć na ziemie, przygnieciony przez trójkę dzieci.
- Tata mam Cie! - krzyknęła ciemnowłosa dziewczynka, wtulając się mocno w szyję Blaisa.
- Ale jestem silny! - ucieszył się chłopczyk, pokazując swoje małe piąstki ojcu.
- Tata! - ostatnia do ojca zwróciła się rudowłosa kruszynka, z kilkoma piegami na swoim nosku. Kilka kroków przed nimi, upadła na ziemię, śmiejąc się cichutko. - Zającek uciek – podniosła się i powędrowała w stronę ojca.
- Podwieczorek! - zawołał tak dobrze znany mu głos. - O nie, zostaw je! Zostaw moje dzieci! - krzyknęła, Ginny, podbiegając do mężczyzny i wyrywając z jego objęć trójkę młodych czarodziei.
- Co? - zapytał zdziwiony
- Jesteś mordercą! - krzyknęła, a mężczyzna poczuł metaliczny smak krwi w ustach. Obrazy zaczęły się rozmazywać, a nagle znalazł się w zimnych i wilgotnych lochach. Zamknął oczy i otworzył je ponownie, by zobaczyć twarz Pottera. - Jesteś tylko pieprzonym mordercą – wysyczał Wybraniec i kopnął twarz Zabiniego.
- Sectusepmra! - warknął ktoś, celując w niego różdżką. Jego ciało przeszedł dreszcz, by zaraz potem poczuć rozcinającą się skórę. Zawył z przerażenia i bólu. Miał zostać pocałowany przez dementorów, a nie wykończony przez błazna... Jego ubrania przesiąknęła krew, lejąc się powoli, tworząc wokół niego czerwoną plamę. Jego serce z każdą sekundą zwalniało, a kiedy się prawie zatrzymywało, oni uleczali go i zaczynali wszystko od nowa. Popieprzeni psychopaci. To było coś o wiele gorszego od piekła.
- Co ona w Tobie widzi, co? Może też lubi torturować niewinnych? Może jest tak samo popierdolona jak ty? - zapytał Harry, kucając przy jego twarzy i wbijając różdżkę w jego policzek.
Mógł wszytko, oprócz obrażania jego ukochanej. Resztkami sił podniósł się i uderzył Pottera w twarz, łamiąc mu nos i okulary, by po chwili upaść na posadzkę, z głośnym chrzęstem łamanego kręgosłupa. Zamknął oczy, by przywołać jej twarz. Uśmiechnął się mimo bólu, widząc i słysząc jej szczery śmiech. Gdzieś w oddali usłyszał, że ktoś rzuca crucio, ale nie obchodziło go to. Otworzył oczy i siedział po turecku na środku głównej drogi w Londynie. Było cicho, spokojnie. Żadnej żywej duszy, tylko oni. Naprzeciwko niego siedziała Ginny, uśmiechając się ciepło. Wyciągnęła w jego kierunku dłoń, którą szybko ujął.
- Nie bój się, niedługo będzie po wszystkim... - szepnęła cicho, ściskając go mocno.
- Dlaczego tu jesteś? - zapytał.
- A nie chcesz mnie tu? Jestem tu dla ciebie, Blaise.
- Dziękuję. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też - odpowiedziała, wpijając się w jego usta.

- Wystarczy mu. Odprowadźcie go do celi i go wyleczcie – warknął Potter, ściągając czarne, skórzane rękawiczki.
- Jesteś tylko pierdolonym śmieciem. Nikt cie nie kocha... Jesteś taki sam jak on... Jak Voldemort – wychrypiał z trudem Blaise, kiedy szarpali go, by wstał.

Ciemne chmury były przecinane przez błyskawice. Ciężkie krople deszczu spadały z nieba, a między chmurami można było dostrzec trzy postacie, lecące na dwóch hipogryfach.
- Drętwota! - rzucili zaklęciem w strażników, którzy padli nieruchomo na ziemię, a oni od razu przelecieli przez barierę.
- Expekto Patronum! - krzyknęli, by pokonać dementorów. Z różdżki Notta wyłonił się wspaniały i piękny jednorożec, galopując wprost na rozwścieczone potwory. Goyle wyczarował geparda, a Flint orła. Po kilku chwilach szybowali już nad Azkabanem, bacznie przyglądając się celom, tak by odnaleźć przyjaciela. Wszyscy więźniowie krzyczeli, dobijali się i szarpali kraty. Kilku z nich czekało na egzekucję, inni zaś odsiadywali wyroki za zbrodnie wojenne. Tylko jedna cela była pusta. A przynajmniej, nikt nie próbował się z niej wydostać.
- Draco wiesz co robić! - krzyknął Nott i rzucił przyjaciela na mury. W jednej swojej łapce ściskał malutką karteczkę oraz zmniejszoną różdżkę i szybko pędził do celi przyjaciela. Widząc tak dobrze mu znane twarze śmierciożerców, chciał stąd uciec. Straszne wspomnienia wojny nawiedziły go ponownie, ale on nie poddał się. Pędził ile sił, by dotrzeć do celu.

- Zebraliśmy się tu dziś, by upamiętnić śmierć naszego przyjaciela i ucznia. To właśnie dziś zostanie on pocałowany przez dementorów, dokładnie za 15 minut. Blaise Zabini był jednym z najweselszych i najzdolniejszych uczniów. Spędzał w powietrzu więcej czasu, niż na ziemi, a mimo to był wybitnym uczniem. Zawsze się uśmiechał i był szarmancki. Nigdy nie wdawał się w publiczne bójki. Był jedyny w swoim rodzaju i takiego go zapamiętajmy. - przemawiała McGonagall, na specjalnym apelu. Ginny siedziała, patrząc pustym wzrokiem na jakiś punkt na ścianie. Trzymała mocno dłoń Hermiony, a w jej oczach tańczyły łzy. Granger nerwowo rozglądała się po Wielkiej Sali szukając Dracona, ale ani jego, ani jeszcze kilku Ślizgonów nie było. Jej serce nieznacznie przyspieszyło, kiedy zdała sobie sprawę, że oni coś kombinowali i nie było to coś bezpiecznego. Wręcz przeciwnie. Udanie się do Azkabanu było równoznaczne z wyrokiem śmierci. Chcieli uratować przyjaciela i była im za to wdzięczna, ale oni ryzykowali własne życie. Bała się. Bała się o Draco, bała się o Ginny. Była przerażona tym, co może im się stać. Każdy dzień przynosił jej nowe zmartwienia, a ona miała już dość. Nie miała siły, a mimo wszytko pocieszała swoją przyjaciółkę, bo to nie ona miała dziś stracić ukochanego. Musiała przy niej być. Musiała.
- Chciałbym coś powiedzieć – odezwał się Terence Higgs, wstając z miejsca i rozglądając się po sali.
- Tak panie Higgs?
- Blaise Zabini zginie w imię dobrej sprawy. Każdy medal ma dwie strony, ale ta dla której on zginął jest tą lepszą. Przepraszam pani profesor, ale to jest właśnie dobro - prof. McGonagall zmarszczyła brwi. - Aveda Kadavra! - krzyknął, celując różdżką w profesorkę. Zielony promień ugodził jej serce, a kobieta upadła bezwładnie na podłogę.

Był coraz bliżej, wiedział to. Musiał go uratować. Ile razy to on wyrywał go ze szponów śmierci? Dzięki niemu wybrał stronę Zakonu, dzięki niemu był lepszym człowiekiem i dzięki niemu poznał Hermionę – jego miłość. To jemu zawdzięcza życie i nie mógł pozwolić mu umrzeć. Wczołgał się pod kratami i zobaczył go. Cały we krwi, siedział w rogu celi.
- Draco? - uśmiechnął się krzywo Blaise - To pewnie halucynacje... to halucynacje... - mamrotał pod nosem. Malfoy podbiegł do niego, wdrapując się na jego kolana. Stanął na swoich tylnich łapkach, podając karteczkę. Blaise ją odebrał, rozłożył i zaczął czytać.

Zamknij się. Jeśli skomentujesz mój stan, zbiję cie i będzie to dużo grosze od pocałunku dementorów.
Podam Ci różdżkę, zmniejszoną, ale musisz dać radę wysadzić kraty.
Kiedy to zrobisz, wystrzel kolorowe światła, a przylecą po nas.
Musisz to zrobić dla mnie i dla Ginny. Musisz...
DM

- Fretka? Naprawdę? - nie mógł się powstrzymać przed kpiną. Jego przyjaciel ratował go w futrze małej, białej fretki. Uśmiechnął się krzywo, by po chwili poczuć ugryzienie w dłoń. Zwierzątko patrzyło na niego czerwonymi ślepkami, zabijając go wzrokiem. Zabini mógłby przysiąc, że w tym momencie krzywi usta w ten swój Malfoy'owski sposób. Odebrał mu różdżkę, która faktycznie była mała. Wręcz miniaturowa. Wstał, podpierając się ściany i sadzając sobie białą fretkę na ramieniu. Wycelował w kraty, szepcząc zaklęcie. Po chwili upadł, odrzucony przez siłę wybuchu. Podniósł się z podłogi i wyszedł na zewnątrz, wystrzeliwując w powietrze kolorowe światła.
- Ty stary draniu! - zaśmiał się z ulgą Nott, pomagając wsiąść na hipogryfa Zabiniemu. - Śliczna fretka!
- Słodka, prawda? - zaśmiał się Blaise i poczuł kolejne ugryzienie. -To bolało! - krzyknął, a Malfoy ułożył swe usta w fretkowy uśmiech.
- Zwijamy się! - krzyknął Flint i szybko oddalił się razem z innymi w stronę zamku, rzucając zaklęcia w ścigających ich dementorów.


W wielkiej sali panował chaos. Nikt do końca nie wiedział, co się stało. Uczniowie szaleli, a Terence podbiegł do drzwi, by otworzyć je na oścież. To co wszyscy w nich zobaczyli, zaparło im dech w piersiach... Ten dzień był fatalny i na dodatek jeszcze się nie skończył...